Oto fragment recenzji:
Life is brutal
Komputer
włączony, głośniki podkręcone, duży ekran gotowy, zapada ciemność. Seans filmowy czas
zacząć! Niejaka „Męska sprawa”. Muszę przyznać, że już sam tytuł kojarzy mi się
kiepsko. Przecież jak męskie to pewnie o samochodach, jakichś wyścigach, robotach,
przecież to nie dla mnie... Ale czekam, bo nigdy nic nie wiadomo, nie oceniajmy
filmu po tytule…
Mija
minuta po minucie. Oglądamy. Cisza, kompletna cisza. (W naszej klasie to
niecodzienne zjawisko) I coraz szerzej otwieramy oczy, każdy na swój sposób
wchodzi w świat filmu. Nawet nie wiem, kiedy mija 26 minut. Koniec, światła włączone,
a ja nadal patrzę w ekran, chociaż już dawno lecą napisy. Czuję takie
wewnętrzne zamurowanie, zawieszenie, coś dziwnego... Ta dwudziestokilkuminutowa
etiuda zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Nigdy wcześniej nie sądziłam, że tak
krótki film może człowiekowi przekazać tyle różnorodnych myśli. Pełno pytań w
głowie. „Dlaczego tak jest?”, „Dlaczego ludzie są tak bezmyślni?”, ,,Dlaczego
krzywdzą niewinne dzieci?’’, a na końcu najważniejsze: „Co będzie dalej, jak to
się wszystko skończy?” Odpowiedzi raczej nie poznam na żadne z nich, ale o to
właśnie chodzi w dobrym filmie, ma skłonić do myślenia, do zadawania pytań,
nawet jeśli to są pytania bez odpowiedzi.
Bądźmy
szczerzy, temat, który poruszył reżyser, jest bardzo powszechnym problemem. Ukazanie
przemocy rodzinnej nie jest łatwe, a co dopiero w tak krótkim filmie. Bartek
grany wiarygodnie przez debiutanta Bartosza Idczaka, jest 13-letnim chłopakiem,
gra w piłkę nożną w szkolnej drużynie, nie jest zbyt grzecznym uczniem. Ma
młodszego brata, mamę i… tatę. Na pozór, zwykła rodzinka jakich wiele dookoła.
Chłopak ma także swojego czworonożnego przyjaciela, który wabi się Bukiet. To,
co ich łączy, to sposób, w jaki obchodzi się z nimi życie – brutalny i
niesprawiedliwy. Bukiet jest stary, schorowany, przebywa w schronisku, gdzie ma
zostać uśpiony. Ojciec Bartka właśnie na synu odreagowuje swoje niepowodzenia. 13-latek
znosi po męsku wszystkie ciosy zadawane skórzanym pasem. Matka jest bezradna
niczym plastikowe lalki, których składaniem zarabia na życie. Bartek cierpi,
ale ukrywa blizny pod dresem, nie chce, żeby ktoś się nad nim litował. Bardzo
mocna jest scena będąca punktem kulminacyjnym, gdy wuefista Bartka (świetna
rola Mariusza Jakusa) odkrywa jego skrzętnie skrywaną tajemnicę. Emocje sięgają
wtedy zenitu. Czy rzeczywiście nauczyciel będzie aniołem stróżem nastolatka?
Czy udźwignie ten ciężar?
Tego
nie wiem, jednak dla mnie ważne jest to, że reżyser poddał ostrej krytyce świat
dorosłych. Są przecież tacy, którzy sami nie radzą sobie z własnym życiem, nie
mówiąc już o odpowiedzialnym wychowywaniu dzieci. To, co dla mnie jest
najbardziej ujmujące w obrazie Fabickiego to szczerość i demaskowanie obłudy.
Pokazuje ,,ciemne’’ strony życia (nieprzypadkowo obraz jest czarno-biały), tak
chętnie skrywane w kolorowych telenowelach, które aż mdlą od nadmiaru lukru.
Fabicki tymczasem mówi: life is brutal. Przemoc w rodzinie to fakt i nie można
się oszukiwać, że tak nie jest. Nie można zamykać oczu i uszu na to, co
dookoła. Może to właśnie za ścianą rozgrywa się dramat. Dlatego też film ,,Męska
sprawa’’ odbieram jako protest wobec społecznej znieczulicy. Ma wstrząsać i
rzeczywiście to robi. Niesamowity, wręcz symboliczny jest dla mnie kadr z
ostatnich sekund filmu. Oczy dziecka i psa wyrażające... no właśnie, tego nie
będę już zdradzać. To trzeba obejrzeć. Koniecznie. A ja mam nadzieję, że na
kolejnym zastępstwie również ujrzę film z pakietu ,,Filmoteki Szkolnej’’.